Pages

In the Car with T. / part 1




Lato w mieście to kiepska opcja, a już w szczególności jak masz tydzień wolnego w robocie, a za oknem żar niemiłosiernie leje się z nieba. Dobijają cię ceny biletów lotniczych i spóźniająca się wypłata. Może by tak nadrobić ostatni sezon Walking Dead?

Telefon do kumpla i 3dni później stoicie na wylotówce łapiąc okazję. Kierunek jest jeden - tam gdzie ciepło, dziewczyny, plaża. Po 15 minutach stania z kawałkiem kartonu w łapie zabiera Was pierwszy kierowca. Uczucie ulgi, szczęścia, połączone z lekką nutą niepewności. Zamieniacie się w cierpliwych słuchaczy i spowiedników.


Słuchacie historii o dzieciach, kiepskich relacjach z żoną, pracoholiźmie i niespełnionych marzeniach o graniu w kapeli. Podczas jazdy zawsze leci muzyka której nigdy byście nie posłuchali, Dire Straits, rekonstrukcje barokowych mszy czy wczesne nagrania Scootera z czasów, gdy lecieli na każdej wiejskiej dyskotece.


Kilkadziesiąt kilometrów do przodu, coraz bliżej celu. Minuty, czasem godziny oczekiwania na kolejnego kierowcę. Widmo nocy spędzonej na stacji benzynowej skutecznie studzi zapał do dalszej podróży. Uczucie dyskomfortu, brak prysznica nie polepsza waszego samopoczucia. Pojawia się kryzys...i znów się udaje. Ponownie w drodze, jeszcze parę godzin...cdn.

Soundtrack: Don Omar - Danza Kuduro


Męska muzyka

Cisza, chwila skupienia, po chwili docierają do Ciebie pierwsze dźwięki. Bas mrowi, uderzenie perkusji podbija bicie serca, dźwięk skrzypiec rozdziera myśli. Gdy wchodzi szorstki głos - emocje sięgają zenitu. Po skórze przechodzi przyjemny dreszcz. Światła, akcja, brawa, krzyk publiczności. Zaczyna się koncert.
Koncert O.S.T.R'a w duecie z Michałem Urbaniakiem był takim właśnie genialnym muzycznym przeżyciem. Raper wchodził na scenę z łzami w oczach. Jego marzenie się spełniło. "Ojciec" i "syn" razem na scenie. Czysta energia, prawdziwe emocje. Publiczność wniebowzięta.

Jak mówi o sobie Ostrowski - radiowa morda, telewizyjny głos. Może i tak, ale przede wszystkim to charakterny, skromny chłopak. Nieśmiały przed kamerą, za to na scenie wulkan energii. Na krajowej rapowej scenie stoi zawsze jakoś na poboczu - twierdzi, że nie zna się na tym. Ma gdzieś wszelkie dissy, prywatne wojny, układy. Robi swoje, zostawiając daleko w tyle resztę gamoni których szczytem możliwości jest ułożenie kilku wersów o ciężki życiu i gibanie się w bramie.


Jak sięgam pamięcią, po raz pierwszy zobaczyłem go jakieś 13 lat temu, na scenie legendarnego już Koloru- mekki wrocławskiego rapu. Z tego co mi świta, wskoczył na scenę na kwadrans, poleciał takim rapem na wolno, że występujący po nim Waldek Kasta wraz z Planet Asia mogliby spokojnie wracać do domu ze swoimi dopieszczonymi numerami.

Cenię tego typa za spontaniczność, energię, szczere emocje. Cenię za profesjonalne podejście do muzyki, otwartą głowę, fajny przekaz. Cenie za to, że nie sili się na być kimś kim nie jest, za bycie poza wszelkimi podziałami. Za to, że na długo w mojej pamięci zostanie występ taki jak ten. Dzięki.

Soundtrack: Tabasko -Dziecie Kwiaty


The Path.

Pewne małe marzenia zaczynają się spełniać.

Zapraszam na moją pierwszą indywidualną wystawę, która odbędzie się 24 lipca w krakowskiej Pauzie. Będą ładne dziewczyny i wino. Mam nadzieję, że będzie fajnie i zdjęcia się spodobają. 
Będzie mi miło jak wpadniecie. Serio.

Pauza
ul. Floriańska 18/3
Kraków


Soundtrack: Identity - Push It To The Light


Kosova Fight Club



Te fotografie powinny znaleźć się tu już dawno temu. Powstały przy okazji kręcenia filmu. Za mało na jakiś sensowny cykl, projekt, cokolwiek. Został zaledwie szkic.

Zdjęcia zostały zrobione w sali treningowej w Szkole Amerykańskiej w Prisztinie stolicy Kosowa, gdzie młodzi albańczycy uczą się sztuki bokserskiej pod okiem dawnych mistrzów krajów byłej Jugosławii. Surowy klimat, przejmujące zimno, brak profesjonalnego sprzętu czy nawet sensownej szatni nie zniechęca nikogo - liczy się sport, rywalizacja, kształtowanie charakteru, samodoskonalenie.

Film będzie w połowie wakacji. Może choć troszkę odda klimat tego miejsca i pokaże trening tych charakternych chłopaków.


Przy okazji tego wpisu chciałbym podziękować Michałowi Siarkowi za motywującego kopniaka w tyłek
oraz dla Arbena Zeka za bycie przewodnikiem po zawiłej historii Kosowa.


Special thanks for my brother and partner in crime Hektor Vokshi. for friendship!

Soundtrack: The National - About Today


Kawał historii.



Podczas ostatnich porządków w domu rodzinnym, znalazłem taką oto kartkę z zapiskami ekspozycji. Jej geneza sięga czasów, gdy byłem średnio rozgarniętym nastolatkiem, resztki kieszonkowego przewalałem na filmy, papier Agfy, a zamiast łoić w gałę na boisku wolałem siedzieć w ciemni lokalnego mdk-u (z całkiem ładnymi koleżankami swoją drogą).

Nigdy nie ufałem ruskim światłomierzom, a skoro moja Minolta posiadała pomiar światła (po całości klatki) to jakoś chciałem poznać tajniki, co, jak, z czym, w jakich warunkach i od czego to zależy. Ekspozycja miała nie stanowić dla mnie żadnej tajemnicy!

Były to fajne czasy. Mimo tego, że pierwsze odbitki dalekie były od doskonałości, to z niepopisaną dumą patrzyłem jak suszą się na sznurkach na pranie. Moje dzieło, tylko moje, od początku do końca. Ja się jarałem fotografiami, a moja mama zawsze wściekła była jak po powrocie z MDK-u wszystkie ubrania miałem upieprzone utrwalaczem. W końcu praca w ciemni to wojna, a fartuchy były dla bab.

W szkole nikt nie marzył nawet o aparacie cyfrowym. Pierwsze niezgrabne kompakty można było oglądać w kolorowych magazynach oraz na półkach w empiku. Kosztowało to tyle, że nikt nie był w stanie myślami objąć takiej sumy. Były to czasy Nokii 3210 i Tony Hawk'a 2.

Raz kumpel ze klasy pokradł ojcu, biznesmenowi cyfraka sony, którego dostał na czas jakiejś delegacji. Nie powiem, zajaraliśmy się możliwością natychmiastowego obejrzenia prac. Strzeliliśmy sobie z chłopakami taką sesję szkolną, że hej. Powstały wtedy słynne cykle: Jaranie na garażach oraz graffiti w kiblu. Zabawa była przednia.


W ciągu kilku lat, fotografia cyfrowa przeszła prawdziwą rewolucję. Dziś filmy kręci się lustrzankami, robi wystawy ze zdjęć zrobionych telefonem. Fajnie, że jest teraz tak łatwo. Zawodowo nie wyobrażam sobie powrotu do negatywów. Nie przy tym tempie życia, nie przy takich klientach. Zresztą uwielbiam robić swoim Iphonem. Przyznaję się, że jestem uzależniony od tworzenia obrazów, nie istotne czym.

Chciałbym napisać, że do negatywów został mi szczególny sentyment...ale przecież ciągle na nich fotografuję. Nie ważne czy to mały obrazek czy średni format. Jest chemia i uczucie niepewności przy odbieraniu filmu z laboratorium.

Piszę o tym wszystkim, nie tylko ze względu na wspomnienia związane ze znalezionymi notatkami ekspozycji,  ani dlatego że za kilka dni jadąc na Bałkany biorę tylko Mju i parę negatywów, ale chyba przede wszystkim dlatego, że ostatnio łapię się na tym, że niesamowicie ponosi mi się ciśnienie na zdania typu "stara, dobra fotografia analogowa", "stary dobry zenit", czy "o analogowy instagram!" (o Fuji Fp100c). 


miłego tygodnia.

Soundtrack: The National - Afraid of Everyone


 

All rights reserved. Don't use my pictures without permission.